Doszłam do tego momentu w życiu, kiedy powodem do narzekania jest dla mnie narzekanie innych ludzi, ale jak tu nie wylać swoich żali w chwili, w której w pełni zdrowy człowiek mówi, że nie nadaje się do czegoś, bo nie ma kondycji i nie ma sposobu na to żeby ją miał. Oczywiście to mówione jest najczęściej przez kogoś kto woli przesiedzieć cały dzień przed komputerem niż sprawdzić chociażby jaka temperatura panuje w świecie zewnętrznym. I tak dzień po dniu. I tylko narzeka i nic ze sobą nie robi. W takich chwilach naprawdę krew mnie zalewa.
Owszem. Mi też zdarza się (dość
często) narzekać na swój stan, ale to łączy się z przynajmniej próbami zmian,
które go poprawią.
Jestem od dziecka chora na astmę
przez co po krótkim nawet wysiłku zdarzało mi się doznawać zadyszki. Czasami
nawet przy okazji wchodzenia po schodach. Przyszedł jednak moment, w którym
stwierdziłam, że ta choroba nie może mnie ograniczać. Wtedy właśnie udałam się
na pierwszy na trening boksu. Postanowiłam, że nie będę dawała sobie taryfy
ulgowej i nie usiądę na ławce dopóki trener nie zarządzi przerwy. Może było to
trochę lekkomyślne, ale nie żałuję tej decyzji. Udało mi się. Co prawda czułam
się jakbym miała zaraz wypluć płuca, ale podołałam i z każdym treningiem było
tylko lepiej.
O tym jak denerwują mnie stereotypy na temat tego sportu i kobiet napisałam w tym poście
O tym jak denerwują mnie stereotypy na temat tego sportu i kobiet napisałam w tym poście
Zauważałam u siebie kolejne
postępy. Zanim zaczęłam trenować nawet najmniejszy podbieg powodował u mnie
zadyszkę a po paru miesiącach przebiegałam długość trzech stadionów i byłam w
tym samym stanie. Kiedyś minuta skakania na skakance była męczarnią, ale
okazało się, iż jest coraz łatwiej z każdym podejściem. Liczbę sześćdziesięciu
„brzuszków” też robiłam coraz szybciej i z mniejszym zużyciem energii. Kiedy
zakończyłam moją przygodę z boksem starałam się przynajmniej spacerować czy
wybrać się od czasu do czasu na wycieczkę rowerową, dzięki czemu dobrą kondycję
utrzymuję do teraz. Podsumowując poprawiłam swoją wytrzymałość dzięki
systematycznemu wysiłkowi fizycznemu i po mimo choroby.
Jak coś takiego osiągnąć? Odpowiedź jest bardzo prosta. Musisz chcieć i uwierzyć w to, że możesz i to zrobisz.
Trzeba czcze narzekania zamienić
w działanie. Nie mówię tu o tym, że każdy ma trenować boks olimpijski, bo nie każdy jest do tego
stworzony a poza tym nie każdemu zdrowie pozwala tak szarżować. Rodzaj
aktywności najlepiej jest dobrać do możliwości.
Wybierz coś co sprawi ci przyjemność i wyjdź z domu zamiast narzekać!
Zacznij od codziennego spaceru,
wyjścia na rower albo biegania. Nie musisz rzucać się na wielkie dystanse.
Zacznij to robić o stałych porach i w miarę postępów zwiększać dystans czy czas
poświęcony na ruch.
Tylko tyle
i aż tyle trzeba żeby nabrać kondycji a narzekanie lepiej zostawić
profesjonalistom ;)
Trzymam kciuki za dalsze postępy i wytrwałość w postanowieniu! Ja też staram się dla zdrowia i urody jak najwięcej ruszać :) Narzekanie nie ma sensu, trzeba działać!
OdpowiedzUsuńDziękuję za wsparcie i zrozumienie :)
UsuńIm więcej takich jak my tym mniej narzekania ;)
Jesteś odważna. Życzę dużo wytrwałości i coraz to większych sukcesów w tym sporcie :)
OdpowiedzUsuńMój blog-klik
Dziękuję:) Jak wspomniałam w poście już nie trenuję, ale w każdej aktywności staram się robić postępy ;)
Usuń